No i stało się.
Przedwczoraj wieczorem buda z Cinq pojechała w swoją ostatnią podróż. Niestety ale życie zmusiło mnie do takiej a nie innej decyzji. Buda poszła na żyletki. Szkoda jej bo praktycznie nie miała korozji. Progi wymienione, podłużnice i nadkola były zakonserwowane w zeszłym roku, kielichy amortyzatorów zdrowe, mocowania wahaczy całe. Niestety. Tak musiało się stać.
Całe auto poszło w częściach w świat. Zostało naprawdę niewiele.
5 lat był w moim posiadaniu. Złego słowa na niego nie mogę powiedzieć bo był niezawodny. Nigdy się nie psuł. Jeśli już pojawiały się jakieś usterki to były to drobne niedomagania.
Ale pojechał.
Teraz w garażu jest miejsce. Wjechał Beż. Już powoli zaczyna dochodzić do siebie, bo pokryty był niezłą warstwą lodu.
Tak jak pisałem wcześniej. Zdjąłem pokrowce z siedzeń. Tutaj lepszej jakości zdjęcie:
Jest dobrze.
Korzystając z okazji, że mam wreszcie możliwość dostania się do stanowiska dłubawczego zabrałem się dalej za kanał.
W wakacje część kanału zalewałem betonem tak jak pisałem. Teraz brakuje mi desek do przykrywania. Część z nich zaczynała pękać. Stwierdziłem, że wybiorę te najładniejsze ze starej części kanału i dotnę na wymiar. Wszystkie dechy są teraz "zdrowe".
Stara fota z wakacji jak walczyłem z szalunkiem i gruzem.
Całość już podocinana i wreszcie przykryta.
Wczoraj korzystając jeszcze z chwili wolnego czasu stwierdziłem, że przydałoby się je pomalować tak żeby chronić przed wilgocią itp.
W przyszłości muszę pomalować jeszcze drugą stronę i będzie można działać dalej z garażem :)
Trzeba przecież się przygotować do remontu Beża!
yo!